Ulubieńcy ostatnich tygodni - słynny balsam do ust, tania paleta róży, korund do domowej mikrodermabrazji i inni

Ostatnio mam wyjątkowe szczęście w kwestii odkrywania nowych, naprawdę ciekawych kosmetyków. Dziś mam Wam do zaprezentowania ulubieńców ostatnich tygodni, którzy spośród wszystkich używanych kosmetyków najmocniej skradli moje serce, zapraszam!

Wśród ulubieńców tym razem słynny a zarazem najdziwniejszy balsam do ust, tania, ale świetna paleta róży w ciepłych odcieniach i rozświetlacz, który zdetronizował wszystkie inne. Poza tym genialny drogeryjny krem do rąk i dwa produkty do mocniejszego oczyszczania cery. Nie zapomnijcie oczywiście standardowo po przeczytaniu podzielić się ze mną swoimi odkryciami! :)

Balsam do ust Nuxe i mocno oczyszczające czarne mydło

_______________

O balsamie do ust Nuxe pewnie słyszała każda z Was. Jest on zazwyczaj wychwalany pod niebiosa, więc i mnie długo kusił ten niepozorny słoiczek w zdecydowanie zawrotnej jak na balsam do ust cenie (około 50 zł). Choć w internecie można dostać go znacznie taniej (klik), sama kupiłam go podczas mojej ostatniej wizyty w Pradze i od tamtego czasu używam go na noc bezwzględnie każdego wieczoru. Spokojnie mogę powiedzieć, że moje usta są obecnie w nienagannym i najlepszym stanie jakim mogą być. Suche skórki zupełnie się nie pojawiają, a usta są maksymalnie nawilżone i napięte, ale... Nuxe zdecydowanie sprawdza się znakomicie jako balsam na noc, jednak ma pewne minusy, jeśli chodzi o używanie go w czasie dnia. Nałożony w malutkiej ilości sprawdza się dobrze, ale już większa ilość lubi czasem osadzić się na zębach, a balsam sam w sobie ma małe drobinki, które mogą być trochę irytujące. Dodatkowo czasem pozostawia lekko biały nalot na ustach. Z tego właśnie powodu traktuję go jako produkt typowo na noc, który stosowany nieco grubszą warstwą działa cuda z moimi ustami, a dodatkowo pięknie pachnie. Wysoką cenę rekompensuje duża pojemność, trzy razy większa niż pojemność Tisane. 

O czarnym mydle pisałam Wam jakiś czas temu w osobnym poście, więc jeśli go nie widziałyście, to zapraszam tutaj, ale nie mogłabym nie ująć tego produktu w ulubieńcach. Moja cera jest sucha, ale jednocześnie na złość mi skłonna do zapychania, więc porządne oczyszczanie, które jej jednocześnie nie wysusza jest niezbędne. Do tego celu Savon Noir sprawdza się idealnie!

Paleta róży MUR i rozświetlacz MAC

_______________

Paletkę róży Makeup Revolution Hot Spice dorzuciłam do koszyka podczas zupełnie innych zakupów, bo najzwyczajniej w świecie byłam jej ciekawa. W środku znajduje się osiem róży w ciepłej tonacji, idealnej dla mojego typu urody, jednak firma ma również chłodny odpowiednik tej palety, który także mnie kusi. W tej paletce nie ma złego różu! Część jest delikatniejsza i bardziej subtelna, a część mocniej napigmentowana i mocniej widoczna, jednak wszystkie są przyjemnie kremowe i trwałe. Moim ulubieńcem jest drugi róż z dolnego rzędu. Biorąc pod uwagę fakt, że za jeden róż płacimy mniej niż 4 złote, jest to zakup wręcz obowiązkowy dla każdej różomaniaczki. Paletkę dostaniecie np. tutaj.

O rozświetlaczu Mac Lightscapade piszę Wam już po raz któryś z kolei, ale naprawdę skradł moje serce, głównie przez możliwość uzyskania bardzo subtelnego efektu, który idealnie wpasowuje się w każdy, nawet najbardziej minimalny makijaż. Przy rozświetlaczach dających efekt mocnej tafli łatwo o przesadę, jednak Mac jest idealny właśnie na co dzień. Od kiedy go mam nie sięgam praktycznie po żadne inne rozświetlacze, choć pewnie to kwestia czasu, aż skusi mnie jakaś inna błyskotka :) Na razie jednak zajmuje mocne pierwsze miejsce. Cena jak to Mac, spora - klik - jednak tego typu produkty są szalenie wydajne. Szczerze mówiąc za taki efekt dałabym spokojnie nawet więcej :)

Najlepszy drogeryjny krem do rąk i korund do domowej mikrodermabrazji

_______________

Skóra moich rąk przeszła ostatnio mocny kryzys i choć zima była w tym roku całkiem łaskawa, to mojej suchej skórze oberwało się tak jak zawsze. Z opresji uratował mnie świetny krem Instant help od Evree, który z powodzeniem dostaniecie w większości drogerii. Choć jest nieco rzadszy, działaniem przypomina mi innego mojego ulubieńca, czyli krem do rąk z masłem shea L'Occitane. Ma bardzo wysoko w składzie olej słonecznikowy, masło shea i olej awokado, a mimo to szybko się wchłania i nie wymaga użycia większej ilości dla świetnego efektu. 

Korund firmy Natur Planet to produkt, na który natknęłam się zupełnie przypadkiem w małej drogerii, a śmieszna cena (5 zł, a online nawet 3 złote!) sprawiła, że od razu wrzuciłam go do koszyka. W pierwotnej wersji korund służy do mikrodermabrazji, jednak w domowych warunkach można dodawać go do żelu, aby stworzyć bardzo mocny peeling. Drobinki korundu są bardzo małe, ale ostre, więc działanie peelingujące tego typu żel zapewnia spore. Efekt widoczny jest już po pierwszym użyciu, ja sama używam korundu mniej więcej raz w tygodniu. Taki sypki korund możecie kupić również w sklepach z półproduktami za kilka złotych, 

*

Jeśli macie jakiekolwiek pytania, piszcie w komentarzu, buziaki!